Na Franklina działają śmieszne nazwy (oczywiście nie przeginam w tej kwestii).
=>Np.
bawimy się razem i w pewnym momencie odpalam: "Franklin, chcesz może
zakręcone ślimaczki?" "A co to jest?" (naleśniki zawijane z serkiem
homogenizowanym i pocięte na kawałki:) "choć, to zobaczysz:)" i idzie.
Mieszamy razem ciasto, potem smaruje sobie naleśnika serkiem, zwijam go i
tnę a mały wcina:)
=> chrupiące trójkąciki to nic innego jak wspomniane już sandwiche, sama nazwa pozytywnie nastraja:)
=>
ziarenka smaku to po naszemu ryż. Weszłam w głowę Franklina i
wyobraziłam sobie, z czym może mu się kojarzyć słowo "RYŻ". Nic fajnego, jakiś
taki ostry wyraz, zbyt dużo kanciastych liter jak na mm2. A "ziarenka
smaku" to co innego:)
Ta metoda działa (oczywiście nie zawsze) nie tylko w sytuacjach jedzeniowych. Franklin nie lubi sprzątać (z resztą kto lubi..), na sam dźwięk słów: "sprzątamy" "sprzątnij" "posprzątaj" dostawał ataku niemocy, doświadczał przymusu położenia się na glebie czy też nagle zapominał "jak się to robi", albo twierdził, że "nie dam rady...". Wystarczyło, że raz zachęciłam: "Franklin, pozbieraj te klocki do pudełka, proszę." Efekt zaskoczył mnie samą... "pozbieraj", "schowaj", "zanieś", ale w żadnym wypadku nie "posprzątaj"... Umysł dziecka jest zagadką, nad którą spędzę co najmniej następne 15 lat.
A tak na marginesie: czasami jak już Franklin był bardzo głodny, to próbując go przekonać, żeby coś zjadł mówiłam: "Franklin, twój brzuszek jest już bardzo głodny i woła: daj mi jeść, daj mi jeść"...
Dzisiaj po śniadaniu Franklin przychodzi do mnie i mówi: "Mamo, daj mi bajkę, bo mój brzuszek chce bajkę. On woła: daj mi bajkę, daj mi bajkę!". Ciekawe po kim ma to kombinowanie...? Dobrego dnia wszystkim:)... bo ktoś to jednak czyta ;)
No, czyta :) A teraz nawet skomentuje ;) Wprawdzie mój pierworodny z tych niemal wszystkojedzących, to jednak lubię tu zaglądać. Mamy za to "alergię" na sprzątanie, więc z chęcią skorzystam z rady dotyczącej tego tematu. Pozdrawiam i życzę powodzenia :)
OdpowiedzUsuń