Jeśli masz tak jak ja dziecko, które nie chce jeść, to tutaj możesz się przekonać, że Twoje dziecko nie jest odosobnionym przypadkiem:) Jeżeli jesteś bezsilny i nie masz pomysłu jak przekonać swoje dziecko do jedzenia - skorzystaj. Jeśli masz lepszy pomysł - pomóż mi.

wtorek, 13 marca 2012

Kanapkowy nieskrytożerca

Ta historia szybko się nie skończy. Po ostatnich doświadczeniach wydawało mi się, że jesteśmy na najlepszej drodze do normalnego życia, ale upór Franklina jest większy niż chiński mur. Wczoraj było tak: śniadanko - kanapka z szynką na życzenie samego Wodza (Franklina) + szklanka kakao
obiad - spaghetti + dokładka na życzenie Wodza
podwieczorek - hulaj dusza, ciepły lód na ławce w parku, paczuszka żelków i 2 biszkopty
kolacja - znowu spaghetti, bo Tatuś wrócił z pracy, więc była repeta obiadku
Dobranoc...

Dzisiaj piorun ognisty strzelił i od rana nic. Dosłownie nic. Ja oczywiście zlewka, ale wcale nie tak oczywiście, bo trudno mi zachować spokój. Idziemy na spacer. Franklin uparł się, że weźmie rowerek, ja oponowałam, bo wiedziałam, że nie ma siły, żeby na nim jeździć, ale obiecał, że będzie, więc ok. Wczoraj byliśmy na spacerze 2 godz. i też na rowerku, a dzisiaj spacer zakończył się po 40 minutach, bo Franklin cały czas płakał i więcej prowadził  rowerek niż na nim jeździł. W końcu o godz. 17 pierwsza próba obiadu zakończona fiaskiem - Franklin nie będzie tego jadł. Gdybym go nakarmiła, to oczywiście zjadłby wszystko, ale że musi sam szuflować to bunt. Nic na to nie poradzę, tak wybrał. Godz. 19 kąpiel i spać, bo normalnie są jeszcze piżamowe bajki, ale nie mam zamiaru spędzać wieczoru na słuchaniu stękań głodnego, a co gorsza upartego dziecka. Leży w łóżku i płacze. Zaniosłam mu kanapkę z szynką do łóżka, bo wiem jak się kończy jedzenie o tej porze przy stole. Milion rzeczy jest ważnych i godnych uwagi, tylko nie jedzenie. Odmówił kanapki, ale jak chciałam zabrać, to jeszcze głośniej wrzeszczał. Spokojnym tonem postawiłam ultimatum zegarkowe: nastawiam na stoperze 10 min, jeśli po tym czasie nie zje to zabieram talerz i dobranoc. Wyszłam z pokoju i nie reaguję na jego wołania i wrzaski - ma 10 min. W pewnej chwili woła, że już je, a że ja dalej nie reaguję, to przychodzi do mnie i pokazuje mi, jak wkłada do paszczy kanapkę, że niby mam się cieszyć (?), albo dać mu nagrodę... Ja nic. Jego sprawa czy się naje, czy nie. To nie ja jestem głodna. Wrócił do pokoju i skonsumował chlebek przed czasem... Dostał mleko i spać.

Udaję przed nim, że niby mnie to nie rusza i wychodzi mi to chyba całkiem nieźle, ale wieczorem, jak już zostaję sama, to cała jestem wk....wiona, że tak jest, więc muszę się wyładować. Teraz przynajmniej wiem, po co to piszę... a może przy okazji pocieszy się jakaś zrezygnowana mama...

2 komentarze:

  1. Podziwiam za cierpliwość i pomysły. Czytam i mam nadzieję, że z każdym dniem będzie lepiej :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Czasem żałuję, że zostałam z Franklinem w domu. Lepiej dla niego i dla mnie byłoby gdyby chodził do przedszkola, tam nikt z nim by się tak nie cackał...

    OdpowiedzUsuń