Potrzeba matką wynalazków. Ta wojna wymaga sprytu. Gdyby wymyślanie
sposobów na niejedzenie było moją pracą, to byłabym bardzo bogata:) Oto
niektóre przetestowane przeze mnie sposoby:)
Sposób nr 1 Pozytywne wibracje:)
Nic odkrywczego.
No
cóż, pewnie większość wychowawców, pedagogów, niań, dietetyków i innych
mądrych głów mnie zgani, ale co tam. Żeby odnieść pierwszy sukces
trzeba dziecko bardzo silnie zmotywować. A co SILNIE motywuje dziecko?
:) Słodycze:) czyli owoc zakazany dla niejadka, który nie zjadł
obiadka:)
Położyłam przed Franklinem paczuszkę żelków (te kocha
najbardziej:) i talerzyk z obiadkiem. Nawet dwulatek łapie o co chodzi,
może tylko udawać, że nie, ale i tak łapie. Na początku dawałam żelki
jak zjadł obiad, obojętnie o której godzinie. Ważne, że w końcu zjadł.
Zasada: dziecko zjada wszystko, co jest na talerzu, dlatego nakładamy
niewiele (po jakimś czasie zorientowałam się jakie są możliwości
Franklina i nakładałam tyle, ile mógł zjeść). Powód: dziecko ma poczucie
sukcesu: "zjadłem", a nie "jadłem". Różnica kolosalna.
Franklin
urósł, czas na modyfikację. Nie jemy obiadu przez cały dzień. Jeżeli
obiadek jest zjedzony do godz. 14-15 zasłużył na nagrodę (najpierw były
słodycze, a potem wyjście na bardziej atrakcyjny plac zabaw, basen z
kulkami, zabawa w szałas, malowanie farbami itp. słowem coś, co dziecko
kocha). Jeżeli Franklin je obiad dopiero na kolację - nie ma nagrody.
Efekt:
jesteśmy u znajomych, Franklin oczywiście nie zjadł obiadu. Wujek pod
stołem daje mu paluszki, Franklin trzyma je w rączce i mówi: "ale ja nie
mogę Wujku, bo nie zjadłem obiadu" i oddaje rzeczone paluszki
Wujkowi... złapał? Złapał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz