Jeśli masz tak jak ja dziecko, które nie chce jeść, to tutaj możesz się przekonać, że Twoje dziecko nie jest odosobnionym przypadkiem:) Jeżeli jesteś bezsilny i nie masz pomysłu jak przekonać swoje dziecko do jedzenia - skorzystaj. Jeśli masz lepszy pomysł - pomóż mi.

środa, 19 grudnia 2012

Szybkie bułeczki

Najbardziej lubię w swoim gotowaniu to, że pomaga ono w sytuacjach awaryjnych.

Potrzebny szybki obiad?
Zaglądam do lodówki, spiżarni i już mam co najmniej 2 opcje co mogłabym zrobić na szybko i ciepło i smacznie :)

Niespodziewani goście?
Żaden problem. Zawsze coś na szybko ukręcę :)

Brakuje chleba w domu? (to jest najgorsza sytuacja)
Zawsze staram się mieć chociaż tostowy w szafce, ale nie zawsze się tak zdarza, a sklepy pozamykane... Co wtedy?

Zależy ile mam czasu, jeśli chleba potrzebuję na rano robię mój ekologiczny chlebek z ziarnami, a jeśli nie ma go już na kolację robię pyszne, szybkie i proste bułeczki. Przepis jest chyba szkocki i tam nazywają się one bułeczki SCONES.
Przepis jest o tyle zachęcający, że
  • wszystkie składniki chyba każda gospodyni domowa ma w swojej kuchni o każdej porze dnia i nocy
  • od wyjęcia miski na składniki do otrzymania ciepłych bułeczek dzieli nas tylko 30 min łącznie z pieczeniem!
Jak wyczytałam w internecie SCONES lubią "lekką rękę, gorący piekarnik i ostrą foremkę do wycinania ciasta". Oznacza to tyle, że ciasta nie można długo zagniatać (wystarczy tylko połączyć składniki, a w niektórych przepisach zaleca się, żeby w cieście wręcz widać było grudki masła), uformowane bułeczki obowiązkowo należy wkładać do nagrzanego piekarnika, a same bułeczki należy wykrawać ostrą foremką. Dodatkowo jeśli chcemy bułeczki posmarować roztrzepanym jajkiem lub tylko białkiem, to należy posmarować tylko ich wierzch, nie boki, żeby ciasto miało możliwość urosnąć podczas pieczenia.

Ten przepis ratuje czasem nasze wspólne kolacje i dzięki niemu wiem, co czuje facet, gdy na środku drogi, klęcząc w błocie i deszczu zmienia koło w samochodzie, w którym wiezie swoją rodzinę, bo ja w tych momentach czuję uwielbienie tejże rodzinki dla maminej zaradności :)

Składniki na 8 sztuk:

240g mąki pszennej
2 łyżki zimnego masła
120 ml mleka
2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
szczypta cukru

Mąkę przesiać do miski, dodać sól, cukier i proszek do pieczenia.
Masło posiekać nożem i rozetrzeć palcami, dodać mleko i wymieszać. nie zagniatać długo jedynie do połączenia składników.
Ciasto rozwałkować na grubość 1,5 - 2 cm i wykrywać kółka. Ja ciasto pocięłam w kwadraty i też było dobrze.
Można posmarować roztrzepanym jajkiem, ale tylko z wierzchu bułeczki, uważając, żeby jajko nie spłynęło na boki.

Piec 10 - 15 (do zrumienienia bułeczek) w temp. 200 st.

Smacznego!




czwartek, 6 grudnia 2012

Muffiny doughnuts

Czasem tak mam, że jak przeczytam jakiś przepis, to tak długo chodzi mi on po głowie, że nie spocznę, póki go nie wypróbuję. Trochę siebie za to nie lubię, a trochę podziwiam, a ostatecznie pieczenie bardzo mnie odpręża i poprawia humor. Może to mój sposób na jesienną chandrę?

Tak miałam z tymi muffinami. Są niezwykłe jak dla mnie. Smakują trochę pączkowo. Przepis znalazłam na brytyjskim blogu.

Składniki suche:
1 i 3/4szkl. mąki
1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
3/4szkl. cukru

Składniki mokre:
1/3szkl. oleju
2/3szkl. mleka
1 jajko

Najpierw wymieszać składniki suche, następnie mokre, a potem połączyć jedne i drugie.
Nakładać do foremek i piec ok. 20 min w temp. 180 st.

Po upieczeniu, gdy muffiny są jeszcze ciepłe można zamaczać je w 3 łyżeczkach roztopionego masła, a następnie posypać je drobnym cukrem wymieszanym z cynamonem (proporcja 2 łyżki do 1/2 łyżeczki).
Ta posypka nadaje muffinom wyrazisty smak i tworzy coś na wzór cieniutkiego lukru na powierzchni babeczki.







wtorek, 4 grudnia 2012

Brat niejadka

Z założenia brat niejadka ma pod górę.
Rodzice z bagażem złych doświadczeń żywieniowych u pierworodnej pociechy wmawiają sobie, że kolejna również będzie niejadkiem.
Ja postanowiłam, że wraz z urodzeniem drugiego dziecka zaczyna przygodę z karmieniem od początku.

Urodził się Popo i się zaczęło...

Zaczęło się od karmienia piersią. Franklin wisiał na piersi po 40 min. Popo jadł góra 12 min.

Wniosek: on się nie najada, będzie głodny, nie umiem wykarmić swojego syna...

A jeszcze jak się naczytamy mądrych książek, które niepodważalnie głoszą, że najtreściwszy pokarm wydziela się po 17 min karmienia, to już depresja gotowa.
Nie wiem jakim sposobem, ale u mnie automatycznie włączał się "samouspokajacz".
Działa on tak: "Spokojnie kobieto! Twoje dziecko nie wydaje się być niezadowolone, je co 2,5 - 3 godz., pięknie zasypia, jest spokojne, je rytmicznie. Widocznie tyle ssania mu wystarcza, żeby się najeść..."

To było dla mnie światełko ostrzegawcze: nie mogę się nakręcać na punkcie jedzenia u drugiego dziecka, bo znowu będzie źle i to ja sama spowoduję, że będę miała powtórkę z rozrywki, a tego nie chcę!

Dzisiaj Popo ma rok i 4 miesiące. Umie sam zasygnalizować, że jest głodny. Nie zawsze chce jeść, wtedy kiedy ja bym chciała, żeby zjadł, ale daję mu spokój. Nie latam za nim z jedzeniem, nie wyliczam co do minuty kiedy ma zjeść kolejny posiłek, nie zakładam z góry ile Popo powinien zjeść. On sam mi to wszystko powie, tylko muszę go obserwować i rozumieć sygnały jakie mi przekazuje.

Kolejna ciekawa rzecz: Popo w kwestii jedzenia jest zupełnie inny niż Franklin. Franklin nigdy nie bawił się jedzeniem, nie rozgniatał go, nie dotykał na talerzu, a Popo to robi. Moim pierwszym odruchem jest oczywiście wycieranie go, unikanie bałaganu, ale pomna na historię Franklina pozwalam mu na to. Wiele mnie to kosztuje, ale pozwalam, żeby moje dziecko dotykało jedzenia na talerzu, na jedzenie rękoma, na oblizywanie paluszków. Mało tego! Sama mu to pokazuję. Wszystko, tylko nie nadmierna przesada i dbałość o czystość, która zabija w dziecku chęć poznawania jedzenia innymi zmysłami niż smak.
"Samouspokajacz" jest tutaj nieocenioną pomocą: "Spokojnie kobieto! To tylko bluzka... wypierze się. Spokojnie, to się sprzątnie,  zmyje..."

Mamy! Błagam Was, tak jak codziennie błagam siebie samą: pozwólcie swoim dzieciom poznawać świat tak, jak same tego chcą, nie bójcie się nieładu, brudnych rączek i buzi!






niedziela, 2 grudnia 2012

Pierniczki

Franklin jest coraz starszy i coraz więcej rzeczy go interesuje i cieszy.
Mnie, to że tak jest cieszy podwójnie. Franklin dalej z zapałem włącza się w prace kuchenne, a dzięki temu smakuje coraz więcej produktów, których wcześniej nawet by nie dotknął.

Historia z pierniczkami jest tego najlepszym dowodem.
Zarówno samo pieczenie jak i dekorowanie ciastek na święta było dla Franklina nie lada przeżyciem. Jak się okazało mi też przyniosło to dużo satysfakcji i kolejne zdziwienie: Franklin jadł zarówno surowe ciasto na pierniczki, jak również świeżo upieczone, twardawe ciasteczka, a i udekorowanymi nie pogardził. Gdybym nie schowała ich do szafki, to na Święta nic by nie zostało...
Franklin wszystkim gościom chce pokazywać swoje "dzieło" no i przy okazji raczyć się tak polubianym specjałem...
Na samo dekorowanie pierników Franklin zaprosił kolegę i koleżankę i to już była super frajda!
Cała otoczka wokół tego zdarzenia bardzo go emocjonowała: oczekiwanie na małych gości jak i sama zabawa w kuchni. To wszystko sprawia, że widzę jak moje dziecko (mimo, że nie chodzi do przedszkola) rozwija się zarówno smakowo jak i społecznie.

Te pierniczki mają moc - przynajmniej ja chcę tak myśleć :)

Zapraszam:

1/2kg mąki
15-20g dag miodu
12dag masła
1 jajko
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 przyprawa do pierników
1 łyżka kakao

Składniki cierpliwie połączyć :) Ciasto rozwałkować na placki grubości ok 0,5 cm, powykrawać ciasteczka, poukładać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Piec w temp. 180 st. ok 5 min.

Zaraz po upieczeniu pierniczki są bardzo twarde, ale nie należy się tym przejmować. Polukrowane i zamknięte w puszce spokojnie doczekają kilka tygodni do Świąt i zdążą skruszeć.

Polecam :)





Dla mnie te pierniczki są najpiękniejsze na świecie, bo dekorowały je małe, dziecięce rączki :)